Stara miłość nie rdzewieje – JOGA
Dawno dawno temu, kiedy miałam bzika na punkcie diety i ćwiczeń na różnorakie zajęcia fitnessowe chodziłam praktycznie codziennie, a że na godzinę szkoda było iść, to często zostawałam na dwie 😉 Byłam w całkiem niezłej formie i co tu dużo kryć – lubiłam się zmęczyć. Trening bez wylanego litra potu, głośnej muzyki i obolałych mięśni wydawał mi się nie mieć sensu.
I chyba w ramach pewnego eksperymentu, tudzież uzupełnienia treningu i chęci porozciągania się wybrałam się na jogę. Oczywiście byłam przekonana, że to nuda i że być może trzeba będzie wyjść przed czasem, ale poszłam.
Nigdy nie interesowały mnie jej duchowe zalety, chodziło mi o zwykły trening, dlatego wybrałam jogę fitnessową. Zajęcia prowadziła pasjonatka jogi. Kapitalna dziewczyna, która kilka tygodni wcześniej wróciła z miesięcznego pobytu szkoleniowego w Indiach. Był upalny dzień i w sali było gorąco, więc Ania, trenerka, coś tam wspomniała, że trening będzie lżejszy niż zwykle, ale wtedy się na tym nie skupiałam. Robiliśmy głównie ćwiczenia rozciągające. Byłam dobrze rozciągnięta, więc robiłam wszystko na poziomie osób zaawansowanych.
Wyszłam z zajęć i uznałam, że jestem zaje***ta. No wprost urodzona joginka! Straciłam co prawda dwadzieścia kilka lat, ale to nic. Jest moc, nadrobię! Z tą mocą szłam na kolejny trening. Tym razem nie było już tak upalnie. No i się zaczęło, a raczej skończyło rumakowanie… Joga, to przede wszystkim ogromna świadomość własnego ciała. Żeby utrzymać pozycję musisz kontrolować każdy mięsień. Ja, która uwielbiałam mega intensywne treningi zakochałam się w tych zajęciach. Niestety przeprowadziłam się i wypadłam z rytmu. Potem miałam jeszcze krótki epizod z jogą w jednym z klubów w Rzeszowie, ale byłam łącznie może 5 razy. Aż do niedawna. W ramach moich wycieczek treningowych poszłam na jogę do Klubu Calypso. Zajęcia prowadzi Pani Basia Płonka.
Przed salą zgromadziła się spora grupa, a po wejściu wszyscy skierowali się w stronę tajemniczej szafy, wydobywając z niej co i rusz różne sprzęty – worki i dziwne koce. Po 7 letniej przerwie nie bardzo pamiętałam o co w tym wszystkim chodzi, więc podpytałam jedna z Pań, która uderzyła do szafy na początku, czyli wiadomo, że się zna, w co się wyposażyć. Poleciła wałek, niestety już go było, więc zamiast wałka 2 koce, do tego matę, drewniane klocki i paski. Jak już się zagospodarowałam poszłam do trenerki powiedzieć, że jestem nowa. Zapytała czy mam jakieś dolegliwości, tudzież okres i powiedziała, że jest sporo nowych osób, więc na pewno dam radę.
Zaczęliśmy spokojnie, siedząc na podłodze. Potem były pozycje na stojąco, a potem najciekawsze – stanie na rękach przy ścianie. Na końcu pozycje wyciszające i relaksujące w leżeniu.
Już w trakcie zajęć wiedziałam, że joga w Calypso przy ul. Hetmańskiej wchodzi do mojego grafiku na stałe. Dziś idę trzeci raz. Prowadząca jest rewelacyjna. W żadnym momencie nie czułam stresu ani dyskomfortu, mimo, że byłam 1szy raz na jej zajęciach, a na jodze 1szy raz od bardzo długiego czasu. Tłumaczy, koryguje, ale w tak nieinwazyjny sposób, że nikt nie powinien się czuć źle ze swoimi ograniczeniami. Jeśli ktoś ma jakieś dolegliwości zamienia mu pozycje.
Do jogi można oczywiście podchodzić na wiele sposobów. Na ostatnich zajęciach był Pan, który był na jodze 1szy raz w życiu i słysząc niektóre wypowiadane przez instruktorkę słowa zwyczajnie się śmiał. No bo jak ktoś mówi „Twoje gałki oczne rozpływają się” , to na początku jest to dziwne, ale po pewnym czasie już nie. Jeśli faktycznie się w siebie wsłuchamy, to te gałki się nam „rozpłyną”. Tak jak pisałam nie jestem zwolennikiem jogi mentalnej. Nie zależy mi na rozwoju duchowym na tych zajęciach, ale na wzmocnieniu, poprawie świadomości ciała, rozciągnięciu i rozluźnieniu. Gdy na drugi dzień po zajęciach szłam na spacer odruchowo prostowałam plecy i ściągałam łopatki, czyli coś w tym jest. Po kolejnych zajęciach, gdzie sporo pracowaliśmy w pozycjach stojących na drugi dzień czułam ból w stopach, które na co dzień są „zamknięte” w butach i nie maja szansy popracować.
To idealny trening sam w sobie, ale też świetne uzupełnienie innych aktywności.
Na zajęcia przychodzą osoby w wielu 20-70 lat. I wiecie co? Ci 70-tatkowie nie radzą sobie gorzej niż 20-latkowie. Bo joga, to nie tylko siła mięśni, chociaż wierzcie mi, naprawdę można się spocić stojąc kilkadziesiąt sekund w jednej pozycji i napinając wszystkie mięśnie. Joga, to również duża dawka pokory i cierpliwości dla własnego ciała.
Zajęcia są naprawdę świetne. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to temperatura w sali. Zwłaszcza pod koniec, kiedy leży się na matach jest zimno. Dlatego warto zaopatrzyć się w ciepłą bluzę i skarpetki, które założymy pod koniec.
Informacje praktyczne
Gdzie?
Zajęcia na które chodzę odbywają się w Calypso przy ul. Hetmańskiej 40A
Kiedy?
- środa: 20:00
- piątek: 8:30
Cena?
Karnet open od 119 zł. Wejście jednorazowe 30 zł.
Klub honoruje karty typu Multisport, BeActive i MultiActive.
Zajęcia trwają 1,5h i ćwiczymy na bosaka.
Ps. Gorąco polecam instruktorkę i zajęcia, ale bynajmniej nie zachęcam Was do udziału, bo i tak jest już ciasno 😛