Commandosik
Sobota 9. czerwca była słoneczna. Tydzień wcześniej braliśmy udział w innym biegu – wtedy był to nasz pierwszy bieg, pierwsza rywalizacja, pierwsze przezwyciężenie swoich słabości. Było baaardzo gorąco i towarzyszyły nam duże emocje, napięcie i pewnie duża chęć wygrania. Myślę, że moje dzieci trochę się obawiały tego napięcia i tego upału, który wtedy dał nam się we znaki.
Jednak Commandosik okazał się być inny. Po pierwsze nie było tutaj takiej strikte rywalizacji, walki o miejsca – wiadomo, dla naszego Filipa dobiec jak najszybciej było ważne, ale nie to było priorytetem tego biegu. Tutaj chodziło oto, aby przebiec, zmierzyć się ze sobą i dać radę pokonać przeszkody oraz aby dobrze się bawić i ubłocić 😉
Po biegu dzieciaki były zachwycone i czekają na kolejne takie imprezy. Myślę, że nie tylko moje dzieciaki 😉 Załogo Commandosika, załogo Dzieciaki w Formie: kiedy następne starcie????
Organizacja biegu była wyśmienita. Warto było dotrzeć na parking tak 30-40 minut przed biegiem, aby na spokojnie (przez przyjemny zacieniony lasek) dojść na miejsce startu i nie śpieszyć się za bardzo. Na miejscu należało zgłosić się w biurze zawodów. Po tych wszystkich formalnościach przyszedł czas na rzut oka na tor przeszkód.
A tu ZONK: przecież zwykły plac zabaw ma więcej przeszkód niż jest tutaj… właśnie tak było NA PIERWSZY RZUT OKA: taśmami wyznaczony tor biegu, gdzie stały raptem 2 dość niskie przeszkody: jedna do przebiegnięcia nad, druga do przebiegnięcia pod.
ALE, ALE: najlepsze było to, czego widać nie było 😉 Na torze biegu można było spotkać: pełno wykopów: tutaj dziura, tam mega dziura, tutaj podbieg po błocie, tam podbieg, tutaj rozłożona siatka, pod którą trzeba się przeczołgać, tam worki do skakania, i oczywiście jeszcze część trasy przez lasek, z kolejnymi przeszkodami i oczywiście najlepsze na koniec: wodna zjeżdżalnia zakończona błotem. Pierwsze wrażenie się zawstydziło i schowało bardzo głęboko… 😉
Organizacja biegu: każdy bieg rozpoczynał się od rozgrzewki. Biegi było zorganizowane co 20 minut i to było w sam raz. Kiedy jedne dzieciaki kończyły, inne właśnie zaczynały rozgrzewkę i ruszały na start. Młodsze dzieciaki biegły w asyście rodziców (choć i tak niewiele z nich potrzebowało realnego wsparcia rodzica – rywalizacja dodaje skrzydeł i wzmaga sprawność każdego!). Moja królewna jest niewątpliwie sprytna i przeszkody pokonywała, jak górska koziczka. Natomiast mój syn, to szybki i zwinny tygrys, który zostawił wszystkich w tyle…
Przeszkody dla tych najmniejszych dzieciaków były w sam raz, jeśli chodzi o stopień trudności. Jednak dla starszych dzieciaków… nie powiem, mile widziana byłaby choć jedna wysoka przeszkoda, na którą muszą się wyspindrać czy wskoczyć – nawet gdyby te mniejsze dzieciaki musiały tą przeszkodę ominąć, to warto byłoby coś takiego ustawić. I to jest z mojej strony jedyna drobna uwaga. Niemniej jednak zarówno moja 5-cio latka, jak i mój 8-latek byli zachwyceni biegiem i medalami.
My dziękujemy za bieg! I przygotowujemy się na następny. Powiedzcie tylko kiedy 🙂
Słowa tego nie oddadzą, sami zobaczcie na zdjęciach, jakie przeszkody czekały na dzieciaki na torze: