Małpa, krab i inne bestie
Jesień – koniec wakacji, początek roku szkolnego i akademickiego, to zazwyczaj czas wprowadzania zmian w grafikach w klubach fitness. Nowe godziny, trenerzy i nowości treningowe. I super. Zmiany, oczywiście te pozytywne, są fajne, a nowości treningowe, to to co lubię najbardziej 🙂
I na nowości nie przyszło długo czekać. Od niedawna bowiem, w Klubie Fitness for Life, można wypróbować zajęcia pod intrygująca nazwą „ANIMAL FLOW„, które są nowością w Rzeszowie, a zdobywają fanów na całym świecie. Zajęcia prowadzi rewelacyjna trenerka – Aneta Przepióra, a były dla mnie na tyle intrygujące, że postanowiłam się na nie wybrać i osobiście przetestować.
Wiedziałam tyle, że zajęcia te odwzorowują ruchy zwierząt. Wykonywane są głównie w parterze i podporach i że na pewno nie będzie łatwo. No i jak się okazało wiedziałam całkiem dużo, a zarazem nic 😉
Trening zaczął się krótkim wstępem teoretycznym wyjaśniającym co, jak i po co robimy i dłuuugą rozgrzewką. Rozgrzewaliśmy głównie nadgarstki, bo w treningu miały naprawdę ciężko pracować, ale też stopy, kolana, biodra itd. Animal flow składa się z pozycji naśladujących naturalne ruchy zwierząt. Już sama rozgrzewka była dla mnie nie lada wyzwaniem i mniej więcej w połowie pojawiały się w mojej głowie myśli o pilnej potrzebie powrotu do domu. Ale co bym Wam wtedy napisała? Zostałam 😉
Na zajęciach, na których byłam ćwiczyliśmy pozycje małpy, bestii, kraba oraz przejścia między pozycjami (byłam tam 1szy i jak dotąd jedyny raz, więc wybaczcie jeśli coś pomieszałam 😉 ). Cały trening odbywał się w parterze, a między poszczególnymi sekwencjami i pozycjami odpoczywaliśmy aktywnie w przysiadzie, rozgrzewając nadgarstki. Komendy w animal flow wypowiadane są po angielsku, nie trzeba jednak znać tego języka, żeby wiedzieć co robić. Aneta dokładnie tłumaczy wcześniej co i jak robić, a w czasie ćwiczeń obserwujemy siebie, trenera i współćwiczących w lustrach, więc spokojnie można zrozumieć o co chodzi.
Na końcu zrobiliśmy krótki, bo czas naglił, FLOW, czyli połączenie figur, które wcześniej ćwiczyliśmy. I to był finał.
Zajęcia tym razem odbywały się bez muzyki. Może i dobrze, bo byłam tak skupiona na tym co robię, że i tak bym jej nie słyszała, ale docelowo będzie im towarzyszyła muzyka.
Animal flow nie należy do najłatwiejszego treningu. Fakt, że daleko mi do super formy, ale też nie wstałam z łóżka po miesiącach nic nierobienia, a uda paliły minie w trakcie zajęć tak, że kilka razy wychodziłam z pozycji, a pot płynął strużką po plecach. Wymagają też gibkości, zwinności i świadomości własnego ciała, ale najbardziej, to chyba luzu i dystansu do siebie. Myślę, że reszta przyjdzie z czasem.
Regularny trening na pewno rewelacyjnie wzmacnia, wysmukla i rozciąga ciało. Dodatkowo, to zwyczajnie fajna zabawa i GORĄCO go POLECAM! Ja jestem zachwycona i jeśli tylko czas pozwoli będę się czasem zamieniać w dzikie (lub nie) zwierze 😉
Jak się ubrać?
Najlepiej ćwiczyć boso, bo wtedy mamy większą kontrolę i stabilizację. Do tego długie legginsy bądź dresy – pomagają się ślizgać po podłodze no i jest trochę cieplej, przynajmniej na początku, bo potem nawet w szortach będzie ciepło 😉 Koszulka raczej dopasowana, żeby nie opadała przy niektórych pozycjach. Długi rękaw w cienkiej, dopasowanej bluzie też może być fajny.
Kiedy i gdzie?
Zajęcia odbywają się w poniedziałki o godzinie 20:00 oraz w czwartki o 17:45 w Klubie Fitness for Life na ul. Rejtana 23 i trwają 60 min.
Cena?
W październiku posiadacze standardowego karnetu FFL wchodzą na nie bez dopłaty. Nie mam pojęcia jak będzie później. Koszt karnetu 99 zł.
Klub honoruje karty korporacyjne, które obowiązują również na te zajęcia.
To co spotykamy się na ANIMAL FLOW?
Ja byłam na ANIMAL FLOW w klubie, ale można go również trenować w pięknych okolicznościach przyrody jak na filmiku poniżej
Foto: Aneta Przepióra